4:15 nad ranem. L przewracając się z boku na bok, woła tatę.
Akurat nie śpię, bo w mojej głowie przewracają się myśli, a ja wraz z nimi.
– Co tam kochanie? – pytam
– Bo ja czułem się niepewnie, jak dziś wracałem ze szkoły z E. Byłem zaskoczony, że to nie ty po mnie przyjechałaś.
– Lubisz wiedzieć wcześniej, że to nie ja przyjadę?
– Mhm.
– Zapomniałam Cię uprzedzić. Przepraszam.
Widzę delikatny uśmiech na twarzy L. To taki uśmiech, który pojawia się gdy czuję spokój, bo zostałam usłyszana z tym, co dla mnie ważne.
Następnego dnia E pisze do mnie sms’a, że może odebrać L i że z nim rozmawiała i powiedział, że OK. Jakoś łączę to z naszą nocną rozmową.
Ludzie lubią być uwzględniani, a pierwszym krokiem do uwzględnienia kogoś jest usłyszenie tej osoby z jej potrzebami. Znalezienie konkretnej strategi na tą potrzebę, to oddzielna, inna bajka.
Pamiętam, jak trudno było mi słuchać potrzeb innych, bo w mojej głowie przeskakiwałam od razu do operacjonalizacji – słyszę, że ktoś czegoś potrzebuje i od razu brałam na klatę znalezienie sposobu na to. Nawet trudniej było nam się dogadać, kiedy wydawało mi się, że ktoś, podzieleniem się ze mną czymś, wrzuca mi znalezienie sposobu na to coś i że od teraz to moja „broszka”.
Od kiedy rozumiem uznanie potrzeb, jako ich usłyszenie, a nie od razu znalezienie na nie sposobu, to mam więcej otwartości i ciekawości na innych, z moją Trójcą i ich potrzebami na czele:)